wtorek, 29 maja 2012

Knokke, bikes & Netherlands :)

I love you Monday*!

*Poniedziałek po Zielonych Świątakch jest w Belgii dniem wolnym od pracy. To tak dla Waszej informacji, wszystkich innych poniedziałków nadal nienawidzę :)

Pogoda w Brukseli PRZE-PIĘ-KNA! Zakładamy, że nad morzem jest również w miarę przyzwoicie. Kierunek --> Knokke. To podobno najbardziej bananowa miejscowość nadmorska w Belgii. No nic, trzeba sprawdzić.

Pobudka jak zawsze o nieprzyzwoitej godzinie 6h00, tym razem już bez wsparcia rodziców, ale dałam radę :) O 8h20 jesteśmy już w pociągu. W Brukseli bardzo ciepło, krótkie spodenki, T-shirt, bluza w plecaku just in case. Przed 10h00 docieramy do Knokke i ... wyciągamy sweterki :) Zimno! Termometry wskazują 21 stopni, jednak odczuwalna temperatura jest zdecydowanie niższa! Ach ten wiatr :)

Zgrzytając zębami udajemy się w kierunku plaży. Mijamy posh samochody, posh apartamenty, posh sklepy, posh restauracje. No dobra, jednak to prawda; cała śmietanka towarzyska Belgii mieszka w Knokke :)

Docieramy nad wybrzeże, a przynajmniej mamy taką nadzieję.. Nic nie widzimy! Mgła jest niesamowicie gęsta, cieżko określić wysokość budynków, a morze całkowiecie zlało się z niebem! Podchodzimy bliżej, organoleptycznie wyczuwamy wodę, juhuuu! Jesteśmy nad morzem! :) 

Kładziemy się na leżakach, bo za parawanami aż tak strasznie nie wieje, i wdychamy jod :P Zamkam oczy może na minutę, kiedy je otwieram - mgły nie ma! Dowody poniżej :)

taaak... nie zapowiadało się najlepiej...
pozdrowienia znad morza (?)
5 minut później :):):)

No dobrze, pogoda się poprawiła, ludzie zaczęli napływać na plażę - najwyższy czas się ewakuować. Wypożyczamy rowery i ruszamy na wycieczkę w kierunku Holandii :) Jedzie się super! Rower mega wygodny (muszę sobie taki zakupić po powrocie do PL), przepiękne widoki, ciepło, wiaterek, totalny chill out. Początkowo jedziemy wzdłuż wybrzeża, następnie podziwiamy rezerwat przyrody nadmorskiej :)

Sama jazda męcząca nie jest; teren w miarę płaski, wszędzie ścieżki rowerowe... a więc jedziemy do Sluis (to już Holandia!). Miasteczko jest oczywiście cudowne! Piękne domki, urocze kawiarenki, dużo zieleni i kanały! Ach! A jakby tak zatrzymać się tu na trochę dłużej? :)

dowód mojej wycieczki do Holandii :)
Sluis <3

Czas wracać. Jesteśmy znowu w Knokke, łapiemy ostatnie promienie słońca (Przybył zaraz będzie żałować tych promieni :D)
pamiętne ostatnie promienie... ;)

Podsumowując, to były kolejne wspaniałe jednodniowe wakacje (ponownie za granicą :P). I tylko jedno "ale": wyglądam jak rak, wyję z bólu i nawet okłady z kefiru nie pomagają! Ale warto było! :)

*THE END*

czwartek, 24 maja 2012

Przygody z Commune d'Etterbeek ciąg dalszy :)

Chociaż minął już prawie miesiąc od mojej pierwszej wizyty w Commune d'Etterbeek, moja przygoda z belgijską rejestracją nadal trwa. I co gorsze, końca nie widać :)

Jak już wspominałam, okoliczna policja kilkakrotnie podejmowała próbę sprawdzenia mojej osoby, jednak bezskutecznie. Moje nazwisko nie widniało na dzwonku, więc biedny pan policjant nie wiedział nawet do kogo ma się dobijać :P Kiedy już wymusiłam na landlordzie uwzględnienie mojej godności na domofonie, dostałam list z Commune, że moja rejestracja została odrzucona! WTF!?!

Co robić? Nasmarowałam pięknego maila do pana policjanta odpowiedzialnego za moją dzielnicę i uwaga dostałam odpowiedź (!) z instrukcją postępowania. Najlepszy był jednak podpis, w wolnym tłumaczeniu: Twój/Pani Dzielnicowy :) Sweet, nieprawdaż? <3

Kolejnym krokiem było wysłanie maila do Commune z prośbą o wznowienie mojego procesu rejestracji. Wysłałam 3 takie maile aż w końcu doczekałam się jakiejkolwiek odpowiedzi. Teraz nie pozostało mi nic innego jak oczekiwanie na kontrolę.

Czwartek. Godzina 7h40. Powinnam już w zasadzie wstawać, ale daję sobie jeszcze 5 minut. Nagle słyszę jakiś dziwny dźwięk. Wykluczam piekarnik i alarm przeciwdymny, to już przerabiałam, one hałasują trochę mniej. Hmm. Może dzwonek do drzwi? Let's check. Pierwsze wyzwanie - zlokalizować domofon (to wcale nie jest takie oczywiste jak się z niego nie korzysta:)). W międzyczasie wyglądam przez okno. Faktycznie. Ktoś się do nas dobija. I to kurczę nie byle kto, bo pan policjant w rzeczy samej! Zarzucam szlafroczek i próbuję okiełznać moją lwią fryzurę. Bezskutecznie.
  • Dzień dobry.
  • Dzień dobry.
  • Jak się Pani czuje?
  • W porządku, dziękuję. A Pan?
  • Dobrze, dziękuję. Może Pani przygotować swój dowód?
  • Tak oczywiście.
  • ...
  • Dziękuję, to wszystko. Miłego dnia! Do widzenia!
  • Miłego dnia! Do widzenia!
I tyle hałasu o nic :) Ale przynajmniej kolejny etap rejestracji mam za sobą :)
Ciąg dalszy zapewne nastąpi... :P

mój pan dzielnicowy prezentuje się zdecydowanie lepiej :D

wtorek, 22 maja 2012

Musée Juif de Belgique

Niedziela. Kolejny słoneczny dzień w Brukseli? I to na dodatek kolejny słoneczny dzień week-endu? Takich dni tu się nie marnuje, bo to prawdziwe perełki :)

Idę na spacer. Miejsce docelowe - Place de la Chapelle. Jeden z dłuższych przystanków - Musée Juif de Belgique. Zacznijmy od końca. Nie od samego muzeum, ale od wystawy czasowej.

Le temps d'aimer est aussi le temps de l'histoire.
Czas kochania jest także czasem historii.
(To moje marne tłumaczenie, więc nie traktujcie tego zbyt poważnie :P)

To tytuł wystawy malarza Arié Mandelbaum. Urodzony w 1939 roku, mieszka i pracuje w Brukseli, Fontenoille (południe Belgii) i Nowym Jorku. Wystawa w Muzeum Żydowskim obejmuje 10 lat jego twórczości. Selekcja prac to osobisty wybór artysty. Każdy rysunek to fragment opowiadanej przez niego historii, kolejny rozdział jego życia, próba nawiązania dialogu z pamięcią. Jego przepis na dzieło? Rzeczywistość plus wyobraźnia. Tyle ze strony oficjalnej artysty.

Wrażenia? Biorąc pod uwagę moją wrażliwość na sztukę, a raczej jej brak, wychodzę lekko rozczarowana. Dużo bieli, rysunki sprawiające wrażenie niedokończonych, hasła ciężkie do odczytania a co dopiero do interpretacji. W skali od 1 do 10 daję 4.5. Za ciszę, spokój i możliwość obcowania z kulturą :P

fragment obrazu. zdjęcie jest wyraźne. to naprawdę tak wyglądało!
Samo muzeum niczym szczególnym się nie wyróżnia. 3 piętra, zwiedzanie zaczynamy od samej góry wędrujemy przez kolejne epoki, poznajemy mniej lub bardziej historię Żydów w Belgii. Dużą część zbiorów muzeum stanowi wyposażenie la schoule Beth Israël, małej synagogi, zamkniętej w 2004 roku.

a może hebrajski? :P
szklane szachy w muzeum (:

poniedziałek, 21 maja 2012

Luxembourg!

Budzik dzwoni od 5h30 do 6h00 co 5 minut. Tak na wszelki wypadek, co by nie zaspać. Przed 6 dzwoni tata, chce się upewnić, że wstałam. Odpowiadam, że of course i przekręcam się na drugi bok :)

Zbiórka o magicznej godzinie - 7h30, na szczęście niedaleko mojego miejsca zamieszkania; google maps wycenia trasę na 27 minut, ja ją robię w 20 :) Poranny spacer działa ożeźwiająco, jestem obudzona.
Pod Citibankiem, miejscem zbiórki, kumuluje się młodzież :P Tak, młodzież to bardzo dobre określenie osobników posiadających status studenta. Lubię tą definicję, jeszcze mieszczę się w jej ramach :) Autokar podjeżdża o 8h00. Znając sposób organizowania wycieczek oraz punktualność uczestników, nie jest to dla mnie żadne zaskoczenie. Jedziemy.

W autokarze cisza, spokój, każdy zajęty sobą, kilka wyraźnych (lub mniej) grup, słaba reprezentacja ESNu (1 członek). Jesteśmy w Luksemburgu. Na szczęście ciepło i nie pada. Zaczynamy spacer po mieście wraz z panią przewodnik, potem czas wolny a na deser wine tasting w pobliskiej winnicy.

Czego się dowiedziałam?
  • Miasto wielopoziomowe. Korzystając z windy (!) można zmienić level.
  • Dużo mostów (nie tylko kolejowych).
  • Osobna dzielnica "europejska" z kilkoma instytucjami unijnymi m. in. Trybunałem Sprawiedliwości.
  • Języki urzędowe: luksemburski, niemiecki, francuski. Pierwszym językiem jest luksemburski, w pierwszej klasie szkoły podstawowej wprowadza się niemiecki, w drugiej francuski; w szkole średniej angielski. Biegłość w 4 językach po LO - jealous! :)
  • Za nieuczestniczenie w wyborach - kary pieniężne :) Przydało by się w Polsce, no nie?
  • Lokalne piwo - Diekirch, jasne lub ciemne.
  • Drogi czynsz. Osoby pracujące w Luksemburgu często mieszkają w Niemczech, Francji lub Belgii.
  • Wino - głównie białe.
Wniosek?
Super miejsce dla bogatej rodzinki z dziećmi :)

Wrażenia?
Wspaniałe jednodniowe wakacje za granicą :D

Pictures below :)
te okropne wieżowce w tle to dzielnica europejska
zielono mi
a może jednak mają tam jakieś nocne życie? :)
Francuz czy Luksemburczyk? :P
a tam już Niemcy :D

piątek, 18 maja 2012

Le Concert Olympique

Obiecałam zdążyć z zaległym postem przed kolejnym weekendem - here we are :)

Jak już wspominałam, poprzednia sobota była bardzo intensywną sobotą. Jak to przystało na dzień pełen wrażeń - czasu na odpoczynek nie było. Po odhaczeniu na mapie miasta ważniejszych instytucji unijnych, udałyśmy się z Mariką na koncert do Teatru Narodowego. Technicznie rzecz ujmując, to Marika mnie tam zabrała - merci ma chérie! :)

Le Concert Olympique w telegraficznym skrócie:
  • orkiestra powstała w 2010 roku,
  • na jej czele stoi Jan Caeyers (jeden z największych specjalistów muzyki XVIII i XIX-wiecznej, profesor na Uniwersytecie w Leuven),
  • liczy około 40 muzyków,
  • zajmują się głównie twórczością Beethovena,
  • razem występują tylko kilka razy w roku,
  • nazwa orkiestry Le Concert Olympique nawiązuje do Le Concert de la Société Olympique - najważniejszej organizacji koncertów w Paryżu w latach 1782-89.
Pomimo faktu, iż jakąś specjalną miłośniczką muzyki klasycznej nie jestem, to bardzo mi się podobało :) Niewątpliwie przyczynił się do tego jeden z muzyków, który przykuwał całą moja uwagę; grą na skrzypcach w rzeczy samej! (:

zdjęcie podkradzione z oficjalnej strony :) niestety nasze nie są zbyt wyraźne...

wtorek, 15 maja 2012

La fête de l'Europe!

To była bardzo kulturalna sobota :P Ale zacznijmy od początku :)

Budzik dzwoni o 8h08. Wstać, nie wstać, wstać, nie wstać... Wstaję ... godzinę później :) Szybki prysznic, jeszcze szybsze śniadanie i biegiem na Place Lux, gdzie znajduje się Parlament Europejski. Dzisiaj Święto Europy organizowane od 20 lat w duchu deklaracji Schumana z 9 maja 1950 roku. Z tejże okazji instytucje europejskie otwierają swoje drzwi dla zwykłych zjadaczy chleba (btw na gruncie belgijskim wyrażenie zjadacze chleba bezapelacyjnie traci sens - za dobry chleb trzeba sporo zapłacić!).


Punkt 1. Parlament Europejski. 

Drzwi Parlamentu otwierają się o 10h00. Przybiegam na plac o 10h15 i widzę wijącą i wydłużającą się w zastraszającym tempie kolejkę. Ustawiam się grzecznie i już w tym długim wężu czekam na Marikę. Zaopatrujemy się w przepyszną włoską kawę (za free!) i ruszamy na zwiedzanie Parlamentu.
Chociaż oficjalną siedzibą Parlamentu jest Strasburg, to właśnie w Brukseli odbywa się większość jego obrad. Znajdują się tu biura poselskie, komisje parlamentarne i władze klubów. Tyle z teorii. Czym zaskakuje nas Parlament w dniu Festiwalu? Masą atrakcji! 
  • Zdjęcie z Prezydentem Parlamentu Martinem Schultzem? (właściwie to z jego fotografią w realnych rozmiarach:))
  • T-shirt z własnym zdjęciem?
  • Spróbowanie swoich sił w roli tłumacza/interpretatora?
  • Sala plenarna?
Dodatkowo mnóstwo stanowisk informacyjnych, quizów (wolałam nie sprawdzać swojej (nie)wiedzy:P), zajęć ruchowych (yoga śmiechu, tai chi, zabawy dla najmłodszych) i wiele wiele innych!
Nasi faworyci? Zdecydowanie koszulka ze zdjęciem (heh) i kabiny dla tłumaczy! Kurczę to naprawdę ciężka praca! Nawet jak mi się udało pięknie przetłumaczyć jedno zdanie z angielskiego na polski, to z następnym już nie dałam rady, bo moje tłumaczenie zagłuszyło koleją oryginalną wypowiedź do przetłumaczenia! Ale to podobno kwestia techniki :) I co ciekawe, tłumaczy się zawsze na swój język ojczysty, bo tak podobno łatwiej. Chociaż, prawdę mówiąc, my miałyśmy zupełnie odwrotne wrażenie! Ale tutaj słowem kluczem jest technika :)
kolejka przed Parlamentem...
sala plenarna
klatka schodowa :)


Punkt 2. Komitet Regionów.

Komitet Regionów został powołany do życia w 1994 roku na mocy Traktatu z Maastricht i jest organem doradczym i opiniodawczym. Co miał do zaoferowania?
  • Zdjęcie z logo Komitetu, z wybranym sloganem oraz w elektrycznym samochodzie :D
  • Worek prezentów (a w tym pendrive --> dla mnie super, bo zapomniałam zabrać z Polski)
  • Trawa w puszcze do wyhodowania (podlewam codziennie:))
Reasumując, Komitet był bardzo dobrym punktem wycieczki dla osób fotogenicznych oraz lubiących przyrodę. Ja nie zaliczam się do żadnej z grup, ale i tak było fajnie!


Punkt 3. Rada Europejska i Rada Unii Europejskiej (podobno to nie to samo:P).

Kto zajmuje się czym?
  • Otóż, jak podaje Wikipedia, Rada Europejska wyznacza ogólne kierunki rozwoju Unii i jej priorytety polityczne.
  • Rada Unii Europejskiej to główny organ decyzyjny Unii Europejskiej. 
  • Do worka wrzucimy jeszcze Radę Europy, która jest międzynarodową organizacją rządową skupiająca prawie wszystkie państwa Europy oraz kilka państw spoza kontynentu :) 
Wracając do Rady Europejskiej i Rady Unii Europejskiej w dniu Festiwalu; muszę przyznać, że well done! Mieliśmy zorganizowaną wycieczkę z przewodnikiem, języki do wyboru: angielski, niemiecki, francuski, niderlandzki.


Punkt 4. Komisja Europejska.

I ostatnia instytucja unijna na dziś, a mianowicie Komisja Europejska. W telegraficznym skrócie:
  • organ wykonawczy Unii Europejskiej,
  • odpowiada za bieżącą politykę Unii,
  • nadzoruje prace wszystkich unijnych agencji i zarządza ich kasą :)
Tutaj same stanowiska informacyjne, zdjęcia i mnóstwo gadżetów (jak wszędzie!).
ja na czerwonym dywanie :)
To sum up. To był bardzo dobry/intensywny/kulturalny dzień! Chyba w ciągu całego swojego (już 25-letniego) życia nie miałam tylu "profesjonalnych" zdjęć. Ponadto dodam, że mam chyba z 10 lnianych toreb na zakupy, stosy ołówków, długopisów, kredek (!), naklejek, notesów i innych jakże przydatnych materiałów biurowych :)

O minionym sobotnim wieczorze napiszę niebawem z nadzieją, że zdążę przed kolejną sobotą :)

piątek, 11 maja 2012

Serres royales de Laeken


Jaka pogoda w Polsce? Ja tu zamarzam :) Chociaż dzisiaj rano było 14 stopni, więc nie najgorzej jak na belgijskie warunki atmosferyczne :) 
Mimo fatalnej niedzielnej pogody (7 stopni, zero słońca, wilgoć) udałyśmy się (Marika i ja) do Serres royales de Laeken, czyli Szklarni Królewskich. Szklarnie otwarte są dla zwiedzających tylko przez 2 tygodnie w roku, ta niedziela była absolutnym deadlinem, więc nie zważając na pogodę ruszyłyśmy na spacer.

Szklarnie, jak to zwykle ze szklarniami bywa, są wykonane z metalu i szkła (tak podaje Wikipedia! więc proszę nie komentować, że piszę o oczywistych oczywistościach:)). Te brukselskie, powstały w XIX wieku z inicjatywy Leopolda II. Ich architektura jest stosunkowo ciekawa – wyglądają jak szklane miasto umieszczone w pagórkowatym krajobrazie; mamy pawilony, kopuły oraz uliczki :)

Dowody poniżej :)
kwiatki :)
kopułka :)
szklarnia :)
 



sobota, 5 maja 2012

Delirium Tremens

Przyszła pora na kolejne piwo, a mianowicie Delirium Tremens. O delirium słyszałam już nie raz, i to w kilku kontekstach; poczynając od majaczenia leczonego benzodiazepinami a na pubie kończąc. Piwo pod tą nazwą również obiło mi się o uszy, ale nigdy go nie widziałam, a tym bardziej nie próbowałam... aż do dziś ;)
Uwagę zwraca szklana butelka stylizowaną na ceramiczną oraz etykietka w tonacji błękitno-różowej z charakterystycznymi słoniami. Dosyć mocny trunek (8,5%), gorzki z pieprzową nutą... ale bardo smaczny :)

ja chcę taki kufel :)
 
Ze strony oficjalnej piwa www.delirium.be można dowiedzieć się więcej o symbolice etykiety ;) Otóż nazwa nawiązuje do stanu delirium; najpierw widzimy małe, różowe słonie, następnie krokodyle, smoki, aż w końcu atakujące nas "Ptaki" Hitchcoca :)

Do tej pory ukazały się 2 edycje tego piwa:


 O nich innym razem :)